Wraz z Nowym Rokiem, po 3 latach działalności postanowiłam ruszyć swojego bloga w troszkę inną stronę. Takie było przynajmniej założenie. Później urodziła się Alicja i wszystko stanęło w miejscu na moment (a przynajmniej teraz wydaje mi się, że był to moment, choć trwał on ponad 3 miesiące). Moim czasem zarządzał ktoś inny. Zresztą wciąż zarządza, ale teraz już przynajmniej Ala nie śpi na mnie, więc czasem uda mi się przysiąść przy komputerze.
Teraz, o ile sen mnie nie zmorzy wieczorami doszkalam się, rysuję i snuję plany. Nie wiem czy uda mi się zrealizować którekolwiek z moich Noworocznych postanowień, ponieważ mam wrażenie, że kolejny raz zbaczam z kursu i... zobaczę gdzie ten ciepły wiatr mnie zaprowadzi.
Jedną z nowości, jaką ostatnio postanowiłam wprowadzić (podpatrzone u Kasi z
Worqshop) to weekendownik, w którym mam zamiar dzielić się z Wami pysznymi przepisami z innych blogów, które sama wypróbowałam oraz ciekawymi produktami i stronami związanymi w głównej mierze z żywieniem.
Dziś więc wita światło dzienne pierwszy post z cyklu Weekendownik, czyli polecajki. Także lecimy.
1) serotonina, czyli wegańskie sery pleśniowe
Ostatnio w
"Slowly veggie", które prenumeruję przeczytałam artykuł o grupce ludzi z Wrocławia, którzy zajęli się produkcją wegańskich
serów pleśniowych. Generalnie nie jestem weganką, ani moje dzieci nie są uczulone na mleko (wręcz je uwielbiają, chociaż Młody uwielbia również to z kartonu - roślinne), ale idea wegańskich serów pleśniowych mnie zachwyciła i szczerze zainteresowała. Bardzo dobrze zdaję sobie sprawę, że problem nietolerancji laktozy zatacza coraz większe kręgi. Widać to nawet w naszej zielonej kooperatywie, w której działamy. Ilość dzieci uczulonych na mleko krowie rośnie.
Fajnie, że powstają takie działania, że znajdują się pasjonaci, którzy mają pomysł i zapał, by coś z tym dalej zrobić. Bardzo chciałabym móc spróbować tych serów, jako, że sama kiedyś uwielbiałam "pleśniaki" (na razie ze względu na ciążę musiałam je odstawić), a wszystkie nowe smaki bardzo mnie ciekawią. Zastanawiam się jak mogą smakować sery na bazie soi albo orzechów nerkowca? Obstawiam, że są pyszne i mam nadzieję, że uda mi się sprowadzić je do naszej kooperatywy.
A dla zainteresowanych tematem podsyłam link do profilu
Serotoniny na
facebooku.
To mój zdecydowany faworyt jeśli chodzi o ciekawe przepisy. Do tej pory przyzwyczaiłam się, że budyń, w zdrowszej wersji można zrobić jedynie z kaszy jaglanej. Nie powiem, Młody go uwielbia. Ale myślę, że ten przepis również podbił jego podniebienie. I ogromny plus za szybkość wykonania. Po prostu wrzucasz wszystko do blendera i włala.
Ostatnio czas stał się dla mnie towarem deficytowym - rano moim czasem rządzi Alicja. Często zdarza mi się jeść śniadanie bardzo późno (jak na mnie). Najpierw robię je dzieciakom, ogarniam kuchnię i z grubsza pokój, a dopiero później, jak już położę Alę na drzemkę przychodzi pora na mnie. Więc takie
proste i do tego pyszne przepisy są dla mnie jak znalazł.
3)
bajki z gałganków
Uwielbiam rzeczy
handmade. Mają swój urok i duszę, a często też dają drugie życie przedmiotom. Sama przez długi czas szyłam i sprzedawałam przytulanki, głównie z własnych znoszonych dżinsów i bluzek, więc teraz jak widzę, że ktoś robi coś wyjątkowego to po prostu muszę się tym podzielić.
Ostatnio w czerwcowym numerze
Weranda Country przeczytałam o
Izabeli Gkagkanis, która szyje swoje przytulanki z różnych ubrań i zapewne nie było by w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że jej projekty są naprawdę niezwykłe. Przyciągają wzrok, przywracają miłe wspomnienia z dzieciństwa. Każda z maskotek na przyczepionej do niej etykiecie ma odręcznie wypisany skład - z ilu i jakich ubrań powstawała.