Także dziś macie okazję poznać 37 nieznanych i niepublikowanych nigdzie wcześniej faktów o mnie. Ciekawej lektury Wam życzę. :]
- Moje rodzinne miasto to Białystok i choć czasem zżymam się, że nic się tu nie dzieje i że w każdym innym mieście szanse na pracę miałabym większe to nie zamieniłabym go na żadne inne.
- Z wykształcenia jestem informatykiem, choć od 12 lat pracuję jako grafik komputerowy - przez 11 lat na etacie, teraz na własny rachunek.
- Dzieciństwo, jak większość moich kolegów i koleżanek spędziłam pod blokiem grając w gumę, jeżdżąc na rolkach i rowerze, grając w monopoly czy wdrapując się na drzewa. Wszystko oczywiście z kluczem u szyi. Do tej pory ten okres mojego życia wspominam z sentymentem.
- W liceum grałam na gitarze. Później na studiach na to hobby, tak jak i na rysunek już nie starczyło mi czasu. Ta gitara jeszcze jest gdzieś w domu. Zabrałam ją ze sobą w czasie wyprowadzki od rodziców. Mam nadzieję, że może któreś z moich dzieci kiedyś zapała do niej miłością.
- W liceum uczyłam się w klasie o profilu matematyczno-fizycznym.
- Na maturze zdawałam matematykę, angielski i polski.
- uwielbiam psy i koty, a szczególnie koty, marzę by mieć kiedyś w domu jednego rasy Maine Coon (wielkie, ale ponoć najbardziej polecane alergikom). Choć na jedne i drugie mam alergię.
- od 9 lat hodujemy w domu szynszyle. Posiadamy dwie sztuki: szary to Gerald, a młodszy beżowy to Stefan. Wszystkie dzieciaki, które kiedykolwiek nas odwiedziły zawsze były nimi zachwycone.
- uwielbiam książki i często wydaję na nie całe swoje oszczędności. Rok temu przemeblowaliśmy duży pokój, w którym pojawił się dodatkowy regał na całej ścianie tak by zmieścić całą ilość. Jeżeli kiedykolwiek będziecie się zastanawiać co kupić mi na prezent urodzinowy to książka zdecydowanie będzie dobrym pomysłem.
- gotowanie pozwala mi się odprężyć, zrelaksować i wyciszyć, co często bywa niezwykle trudne gdy się ma pod opieką trójkę żywiołowych dzieci... rano, jak już zrobię śniadanie, od razu zabieram się za obiad (cały tydzień mam rozplanowany), a dzieciaki mają tedy czas by się kreatywnie ponudzić razem w domu...
- marzę o prowadzeniu warsztatów kulinarnych dla dzieci i nie z doskoku jak do tej pory, czy z okazji Dni Bliskości, ale również na wzór "Szkoły na widelcu" Grzegorza Łopanowskiego w Warszawie. Generalnie marzy mi się posiadanie własnego miejsca z przestrzenią warsztatową w której mogłabym prowadzić różne warsztaty i nie koniecznie tylko dla dzieci. Zobaczymy, może kiedyś to marzenie się ziści.
- wegetarianką jestem od 3 lat (mój mąż jest od dwudziestu kilku), czyli dokładnie od momentu zajścia przeze mnie w kolejną ciążę, tym razem z Artkiem. Wcześniej zdarzało mi się jeść mięso raz w tygodniu, z reguły u rodziców na obiadkach niedzielnych, ale potem coś we mnie pękło. Już nie pamiętam dokładnie czy nie było to po kolejnym artykule w internecie przeczytanym na temat "procesu przetwórczego i hodowli zwierząt" w każdym bądź razie już po prostu nie mogłam się świadomie przyczyniać do tego bezgranicznego cierpienia zwierząt. Dla porównania wyniki krwi będąc w ciąży z Artkiem miałam o niebo lepsze niż będąc parę lat wcześniej z Olą i jedząc mięso. Wtedy miałam pod koniec anemię, a tym razem miałam wszystko w normie. Nasze dzieci też nie jedzą mięsa, pomimo, że rodzina na nas napierała na początku, że sami możemy mięska nie jeść ale dzieciom to musimy podawać, bo się będą źle rozwijać.
- Od dziecka uwielbiałam książki. W drugiej klasie szkoły podstawowej odkryłam, że niedaleko domu znajduje się biblioteka osiedlowa z książkami dla dzieci. Wędrowałam do niej codziennie po nowe pozycje do czytania. Wtedy też poznałam komiks i Thorgala.
- Rzadko ubieram sukienki i spódnice, choć mam do nich słabość i często je kupuję. Chyba muszę to zmienić.
- Uwielbiam rysować i po raz kolejny wróciłam do tego hobby. Będąc w czwartej klasie, za namową pani robiłam ilustrowany katalog książkowy dla najmłodszych dzieci w bibliotece. A będąc w klasie szóstej, również za namową pani z biblioteki szkolnej wzięłam udział w konkursie plastycznym na obwolutę książki szkolnej (miała nie być to lektura), który wygrałam.
- Nie lubię rywalizować.
- Moim nowym hobby którego odkrycie zbiegło się mniej więcej z pojawieniem się Alicji na świecie jest handlettering i kaligrafia. Kursy graficzne i inne w tym temacie można śledzić na kolejnym moim blogu DreamCatcher (długo się zastanawiałam o czym ma być ten blog i nareszcie mnie olśniło)
- Z dzieciakami na spacer wychodzimy w każdą pogodę, nawet gdy pada. Zakładamy kalosze, bierzemy parasolki i idziemy poskakać w kałużach. Ostatnio Ola spytała się czy może postać chwilę na gradzie i nie, nie było to za karę.
- W mojej pierwszej pracy "w zawodzie" (jako grafik) przepracowałam pierwsze pół roku kompletnie za darmo. Nie wiem czy firma ta wciąż istnieje. Aczkolwiek wiedza jaką stamtąd wyniosłam była ogromna i zdecydowanie przydała mi się później w życiu.
- Prawo jazdy zdałam mając 18 lat. Mając brata instruktora nauki jazdy nie mogło zresztą być inaczej. Samodzielnie jeździć zaczęłam jednak dopiero 10 lat później i nie obło się przy tym bez kilku niegroźnych stłuczek i otarć.
- Kocham ziemniaki w każdej postaci, jednak najbardziej te w postaci placków ziemniaczanych (pamiętam jak miałam jakieś 10 lat i babcia kazała mi je smażyć samej na piecu kaflowym... ), frytek i te pieczone ze skórką z ogniska z masełkiem czosnkowym.
- Uwielbiam czekoladę i wszystko z jej dodatkiem.
- W pierwszej ciąży miałam cukrzycę - tak się w głównej mierze zaczęła moja przygoda ze zdrowym odżywianiem się.
- Chciałabym mieć w końcu czas by ogarnąć balkon - chcę przetestować sadzenie różnych warzyw w skrzynkach. W tym roku mamy już posiane i skiełkowane papryczki chilli,pomidorki koktajlowe oraz bazylię (to te rzeczy, które się utrzymały, bo wysianych mieliśmy trochę więcej "eksperymentów"). Poza tym na balkonie rośnie nam jeszcze grusza karłowata o dwóch odmianach. Niestety musieliśmy zabrać ją z działki, gdyż tam, w sąsiedztwie jałowców wciąż chorowała. Ponadto planujemy wysiać w tym roku jeszcze własne truskawki bądź poziomki.
- W czasie mojej pracy w korpo zdarzało mi się popalać papierosy, bo tylko wtedy można było wyjść na zewnątrz budynku na przerwę. Wiem, że to głupie, ale tylko tak można było dać odpocząć oczom.
- Kiedyś wakacje nad morzem wydawały mi się niezmiernie nudne. Od kiedy mam dzieci spędzamy nad Bałtykiem prawie każde wakacje, ale o nudzie nie ma mowy.
- Będąc na studiach uwielbiałam wyjeżdżać w góry, głównie na czeską część Tatr. Myślę, że jeszcze kiedyś w góry powrócimy. W poprzednie wakacje wyjechaliśmy w Bieszczady i było widać, że Ola też podłapała górskiego bakcyla. Szczególnie, że bardzo często wspomina ten wyjazd.
- Uchodzę za spokojnego człowieka, ale moje dzieciaki dobrze o tym wiedzą, że mój spokój ma również swoje granice.
- Rok temu mieliśmy bliskie spotkanie z sarną na drodze, które mocno przeżyłam. Sarnie nic się nie stało, zdołała uciec, ale nasz samochód po dachowaniu nadawał się tylko do kasacji. Od tamtej pory boję się wracać wieczorami z dalekich podróży.
- W przeszłości zajmowałam się również scrapbookingiem.
- Na studiach zarabiałam jako hostessa na promocjach.
- Miłością do fotografii zaraził mnie ojciec, który w domu (głównie w łazience) urządzał sobie ciemnię i wywoływał zdjęcia. Mam nawet jego Zenita w domu.
- Pracując w korpo dorabiałam jako wizażystka i prowadząc kursy z grafiki.
- Pracuję wieczorami, pod warunkiem, że jeden z czterech budzików mnie dobudzi. Zwykle siedzę przy komputerze od północy do 4 rano, czyli do momentu jak rooter nie odcina mi netu ;)
- W dzieciństwie świetnie jeździłam na łyżwach. Na lodowisku spędzałam praktycznie całe ferie z bratem. To były czasy gdy łyżwy można było wypożyczyć u rodziców w pracy, więc leżały one u nas w domu przez całą zimę.
- Nie oglądam dziennika, wiadomości słucham przez radio (no i śledzę w internecie). Dzięki temu mam spokojniejszy umysł.
- I ostatnie, pomimo, że kończę 37 urodziny, większość osób uważa że mam około 25. Kiedyś mnie to irytowało, że mając 25 lat wciąż musiałam pokazywać dowód osobisty w sklepach nawet przy kupnie piwa bezalkoholowego. Teraz tylko mnie to cieszy.
I to chyba na tyle ciekawostek :). Będzie mi miło jak napiszecie, który z tych faktów zaskoczył Was najbardziej, a póki co życzę Wam miłej dalszej części długiego majowego weekendu.
No to mamy trochę wspólnego: miłość do książek i sukienek (choć ja moje staram się nosić jak najczęściej; utrudniają mi to dwa psy, których pazurki nie współgrają z delikatnymi rajstopami), na maturze zdawałam to samo :)
OdpowiedzUsuńI też miałam spotkanie z sarną... U mnie jednak skończyło się inaczej - samochód miał tylko stłuczony reflektor, ale sarna przypłaciła to życiem... Przez dwa miesiące jeździłam okrężną drogą do pracy, i do dzisiaj mam łzy w oczach, jak o tym myślę...
ja to się tylko cieszę, że tego dnia jechałam na przedzie samochodu... siedząc z tyłu, wciśnięta między dwoma fotelikami zdarzało mi się często nie zapinać w samochodzie... szczerze, to taki wypadek działa na wyobraźnię silniej niż jakiekolwiek kampanie społeczne... od tamtej pory nie ma mowy bym się nie zapięła w samochodzie, nie ważne na jakim siedzeniu nie jadę... ale i tak boję się, szczególnie jak ktoś mi opowiada, że jadąc miał piękne widoki na sarny po drodze...
Usuń