Cóż, jak to zwykle bywa w moim przypadku... zamiast sprawdzić co mam na stanie, czy przypadkiem A. nie wyjadł mi po cichu wszystkiego zabrałam się za wyrób ciastek i tak, miały być ciasta z masłem orzechowym, ale na samym dnie słoiczka została jedna malutka łyżeczka... za to znalazł się prawie cały słoiczek z tachinii (dopiero niedawno rozpoczęty... jakoś do tej pory nie miałam pomysłu na co go spożytkować). Mały być z dużą ilością gorzkiej czekolady, ale w spiżarce znalazło się tylko tyle by dodać do środka ciastek, na wierzch poszły już karmelowe pozostałości po czekoladzie do mojej fontanny czekolady. Miały być również orzeszki ziemne, ale zżarły mi je mole i resztę musiałam wyrzucić do kosza (jak co roku latem mamy ich plagę w domu). Na wierzch poszły zatem orzechy włoskie, które ostały mi się po ostatnim pieczeniu chlebka z orzechami.
Składniki:
100g niesolonego masła, pokrojonego
200g gorzkiej czekolady, pokrojonej
1/3 szklanki (100g) pasty sezamowej tachini (może być masła orzechowego)
1/4 szklanki cukru pudru
1 jajko, lekko ubite
1, 1/4 szklanki (185g) mąki pszennej
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1 łyżka kakao
2 łyżki posiekanych orzechów włoskich lub ziemnych
Nagrzewam piekarnik do 180 stopni. Wykładam papierem do pieczenia dwie blachy.
Umieszczam masło oraz połowę gorzkiej czekolady w kąpieli wodnej (nad dużym garnkiem z gotującą się wodą) i mieszam póki się nie rozpuszczą i połączą ze sobą.
Dodaję pastę tachini, cukier oraz jajo. Następnie wsypuję mąkę, kakao oraz sodę oraz mieszam, aż się połączą.
W oddzielnej misce mieszam pozostałą czekoladę oraz posiekane orzechy.
Z dwóch łyżeczek masy formułuję kulki oraz umieszczam na blasze w odległości 3cm od siebie. Lekko je spłaszczam oraz na środku każdej umieszczam miksturę czekoladowo-orzechową. Piekę 12-15 minut (aż będą upieczone, ale wciąż miękkie w środku). Studzę przez 5 minut w blachach, później przenoszę je na kratkę by ostygły kompletnie.
Smacznego.
Masło orzechowe ma jedną cechę, bywa pełne jedynie zaraz po otwarciu ... potem jest już równia pochyła.
OdpowiedzUsuńA propos orzeszków, to były solone, liczyłem, że wytruję paskudy :)